Powstanie styczniowe
było trzecim kolejnym powstaniem narodowym w dziejach polskich. Było
powstaniem największym, najdłużej trwającym (15 miesięcy) i
objęło swym zasięgiem największe terytorium.
Wg
obliczeń historyka St. Zielińskiego stoczono 1228 bitew i potyczek
(956 w Królestwie, 237 na Litwie i 35 na Rusi) z udziałem prawie
200 tys. osób pochodzących ze wszystkich warstw społecznych (w
partiach powstańczych stale walczyło 20-35 tys.). Zaangażowało w
końcowej fazie ponad 400 tys. żołnierzy rosyjskich. Powstanie
styczniowe odbiło się silnym echem w Europie i było popierane
przez większość opinii publicznej wielu krajów. Ożywiło
aspiracje niepodległościowe innych uciskanych narodów: Węgrów,
Czechów, Słowaków, Rumunów, Bułgarów, Serbów i Chorwatów.
Osiągnięciem powstania styczniowego było uwłaszczenie chłopów,
likwidacja pańszczyzny i innych powinności chłopskich
(przyspieszyło to rozwój gospodarki rynkowej kapitalizmu).
To,
co tak naprawdę zapoczątkowało wybuch powstania. Odwilż
posewastopolska, jaka nastąpiła na ziemiach rosyjskich po wojnie
krymskiej, przyniosła również nadzieję Polakom na zmianę
sytuacji na ziemiach Królestwa Polskiego. Po śmierci Paskiewicza w
1856 r. namiestnikiem został Michał Gorczakow, usposobiony
stosunkowo pojednawczo do polskiego ziemiaństwa. Zniesiono stan
wojenny i ogłoszono amnestię dla więźniów politycznych;
wstrzymana została również rekrutacja do wojska, zelżała
cenzura. W V 1856 r. do Warszawy przybył car Aleksander III
owacyjnie witany przez mieszkańców Warszawy, spodziewających się
korzystnych zmian. Ale słynne słowa cara, wypowiedziane przy
powitaniu w Warszawie do delegacji polskiej szlachty: „żadnych
marzeń, panowie, żadnych marzeń”, dla wielu były wielkim
rozczarowaniem.
Demonstracje
na ulicach Warszawy i w kościołach.
Pierwsze demonstracje rozpoczynają się podczas nabożeństwa
żałobnego wdowy po gen. Józefie Sowińskim, bohaterskim obrońcy
Woli w 1831 r. Ma to miejsce 11 czerwca 1860. Młodzież ze szkoły
sztuk przyniosła trumnę Katarzyny Sowińskiej na barkach na
cmentarz kalwiński. Kolejną okazją do manifestacji, która
zorganizowana została w kościele Karmelitów na Lesznie i podczas
której odśpiewano pieśń „Boże, coś Polskę”, „Mazurka
Dąbrowskiego” i „Warszawiankę” była 30 rocznica Nocy
Listopadowej.
Demonstracje
rocznicowe odbywały się również poza Warszawą, a agitacja w
duchu patriotycznym trwała przez całą zimę 1860/61. Władze nie
podejmowały ostrzejszych represji, co ośmielało do udziału w
rozwijającym się ruchu. W lutym Towarzystwo Rolnicze (założone
przez A. Zamojskiego) zebrało się w Warszawie na swej dorocznej
sesji, na której podjęło uchwałę, że chłopi powinni zostać
stopniowo uwłaszczeni – przez zamianę pańszczyzny na czynsz, a
następnie wykup czynszowych obciążeń. Jednocześnie trwały
przygotowania czerwonych do manifestacji, mającej uczcić 30
rocznicę bitwy pod Grochowem, 25 lutego. I znowu manifestacja
rozpoczyna się w kościele – oo. Paulinów przy Freta, skąd o
zmroku wychodzi procesja z narodowymi sztandarami, ze śpiewem
„Święty Boże” i kieruje się na Rynek Starego Miasta – tu
zaś w ciągu niewielu minut zostaje rozproszona przez korpus
żandarmerii i policję. Aresztowano kilkanaście osób, sporo ludzi
było poturbowanych, ale wg piosenki – „oberpolicmajster Trepow
dostał po pysku przy wodotrysku”.
27
II 1861 r. zostaje odprawiona u karmelitów na Lesznie msza żałobna,
ponoć za duszę Artura Zawiszy, partyzanta straconego w Warszawie w
1833 r. Po mszy sformował się pochód, który skierował się na
zamek, prosić namiestnika o uwolnienie przedwczoraj aresztowanych.
Na Starym Mieście zaopatrzono się w krzyż i obraz Matki Boskiej, z
którymi udano się na pl. Zamkowy. Tu, między kościołem św. Anny
a figurą Matki Bożej, droga została zagrodzona przez kompanię
piechoty. Z tłumu rzucano kamieniami w żołnierzy. Żołnierze
zaczęli strzelać. Padło 5 zabitych, spora była liczba rannych. 2
III 1861 r. w kościele Św. Krzyża odbył się uroczysty pogrzeb 5
ofiar. W pogrzebie uczestniczyli przedstawiciele wszystkich stanów i
wyznań, obok księży katolickich z bp Antonim Fijałkowskim,
również kilku ewangelickich pastorów i dwóch rabinów. Kondukt
przemaszerował ulicami Warszawy na Powązki. Kiedy czoło konduktu
dotarło na cmentarz, jego koniec był na pl. Bankowym.
Manifestacja
8 IV 1861 r. przybrała charakter procesji prowadzonej przez księży
i zakonników. Jej uczestnicy demonstrowali swoje nastroje ubiorem -
przeważały stroje żałobne i narodowe. Wojsko otworzyło ogień,
zabijając ponad 100 osób. M. in. zginął młody Żyd student,
który podniósł krzyż upuszczony przez rannego jezuitę. Warszawa
została wprawdzie spacyfikowana, ale demonstracje objęły teraz
prowincje Królestwa oraz zachodnie gubernie cesarstwa. W stolicy
nadal odbywały się nabożeństwa w intencji Ojczyzny i śpiewano
pieśni religijno-patriotyczne. Udział w ówczesnym ruchu brali
mieszkańcy miast i miasteczek, chłopi domagający się zniesienia
pańszczyzny na wzór reformy w Rosji z 19 II 1861 r.
10 X
odbył się pogrzeb abp A. Fijałkowskiego, dopuszczającego
demonstracje w kościołach. Następca zmarłego w maju Gorczakowa,
hrabia Karol Lambert, ogłosił 14 X stan wojenny. 15 X 1861 r.
postanowiono zamknąć fazę nabożeństw, uroczystymi obchodami w
rocznicę śmierci Kościuszki. Nabożeństwa przewidziano w kilku
głównych świątyniach stolicy: w katedrze i u św. Anny
celebrowali biskupi: Szymański i Dekert. Po mszy odśpiewano „Boże,
coś Polskę”. Kościoły otoczyło wojsko z rozkazem aresztowania
wszystkich wychodzących mężczyzn. Z kościoła Św. Krzyża wierni
wycofali się tylnymi drzwiami. W katedrze i u św. Anny zamknięto
drzwi od wewnątrz, oświadczając, że nikt nie wyjdzie, dopóki nie
zostanie zdjęte oblężenie. Wojsko wyłamało drzwi, wtargnęło do
wnętrza i aresztowano mężczyzn w liczbie 1678, których osadzono w
Cytadeli. Oczywiście nie obeszło się bez łamania sprzętów
kościelnych i innych nieporządków. Zwierzchność kościelna
podjęła uchwałę (konsystorz) o zamknięciu sprofanowanych 2
świątyń oraz wszystkich kościołów i kaplic publicznych w
Warszawie do czasu uzyskania gwarancji, że nie powtórzą się
podobne akty gwałtu. Lambert rozpoczął rokowania z ks.
Białobrzeskim, świeżo obranym na administratora archidiecezji po
śmierci abp Fijałkowskiego (10 X 1861). Obiecał mu uwolnić z
Cytadeli osoby mniej podejrzane, w tym małoletnich i starszych
wiekiem. W ciągu paru dni wyszli na wolność prawie wszyscy
zatrzymani w kościołach. Mimo to zatargu nie udało się załagodzić
i kościoły zostały zamknięte. Ten stan trwał 3 miesiące. Po
negocjacjach dyplomacji rosyjskiej z papieżem Piusem IX ustalono
kandydaturę na arcybiskupa warszawskiego. Został nim ks. Zygmunt
Szczęsny Feliński, kapłan wówczas 40-letni, wychowany w
patriotycznych tradycjach , o nieposzlakowanej reputacji, który jako
profesor Akademii Duchownej w Petersburgu trzymał się z dala od
polityki. Wyświęcony na biskupa, obiecał carowi, że otwierając
ponownie kościoły nie dopuści w nich do śpiewów rewolucyjnych.
Przyjechał do Warszawy 9 II 1862 r. W dniu 13 II zarządził
otwarcie kościołów.
W
pierwszym swym kazaniu w katedrze wzywał wszystkich do modlitwy za
Ojczyznę, ale zaklinał, by nie ściągali prześladowań
niedozwolonymi śpiewami. Przy innej okazji jednak stwierdził: „Ja
nigdy od ogółu odłączać się nie będę i zawsze będę trzymał
stronę narodu”. Szeptana propaganda oczywiście zaatakowała
Felińskiego jako „dwuznaczną kreaturę rządową”. Krytykowano
go w ulotkach, prasie tajnej i zakordonowej, nękano anonimowymi
paszkwilami, gwizdano podczas kazań, wychodzono demonstracyjnie z
kościoła. Nie kochali go i kanonicy z kapituły metropolitarnej
jako obcego przybysza i „młokosa”. A Feliński zabrał się do
nadrabiania niemałych zaniedbań w miejscowych stosunkach
kościelnych. Wizytował parafie, wspierał żeńskie zgromadzenia
zakonne. Dawał się poznać jako wzorowy pasterz, ale to nie
wystarczało opinii publicznej.
Zygmunt
Feliński diecezją zarządza zaledwie 16 miesięcy. W tym czasie
wybucha powstanie styczniowe, narastają ingerencje i represje
carskie wobec społeczeństwa polskiego i Kościoła. Jego protesty
jako pasterza, obrona praw Kościoła i narodu spowodowały, iż stał
się więźniem stanu. Internowany, został skazany na zesłanie do
Jarosławia nad Wołgą, gdzie spędził 20 lat. Opiekował się
zesłańcami. Niósł im pociechę i pomoc. Zasłynął jako wzór
świętości i pobożności. W wyniku porozumienia Stolicy
Apostolskiej z rządem Rosji abp Feliński odzyskał wolność w 1883
r., nie mógł jednak wrócić do Warszawy. Ostatnie kilkanaście lat
życia spędził w zaborze austriackim, we wsi Dźwiniaczka na
Podolu. Zmarł w Krakowie, ale jego szczątki w 1920 r. zostały
sprowadzone do Warszawy do archikatedry warszawskiej. Beatyfikowany
przez Jana Pawła II 18 VIII 2002 r. W 1857 r. założył
Zgromadzenie Sióstr Rodziny Maryi, którego dwa domy zakonne
znajdują się na terenie naszej parafii.
Rok
1862 to próby porozumienia i wymuszenia na carze Aleksandrze II
ustępstw, oczywiście nieskuteczne. Coraz częściej liczono się z
ewentualnością wznowienia poboru do wojska carskiego. Rekrutów
wyznaczała władza administracyjna, służba trwała od 15 do 25 lat
i mało który żołnierz wracał do kraju z dalekich azjatyckich
kampanii w stanie umożliwiającym normalne życie. 17 IX 1862 r. w
Petersburgu zapadła decyzja o poborze do wojska, a 6 X „Dziennik
Powszechny” ogłosił, że tegoroczny pobór odbędzie się na
„wyjątkowych zasadach”, czyli „imienne wykazanie”, a nie –
jak do tej pory – pobory przez losowanie. Na jesieni 1862 r.
powstaje tajne państwo polskie, z jedyną władzą Komitetem
Centralnym i z własnymi strukturami organizacyjnymi, konkurującymi
skutecznie z „najazdem”. O poparciu społecznym świadczył m.in.
pobór podatku narodowego. Anonimowi poborcy, zaopatrzeni w specjalne
upoważnienia, za zbierane podatki wystawiali pokwitowanie wycięte z
kwitariusza, czyli „księgi sumowej”. Z rządem narodowym
współpracę podejmowali urzędnicy pocztowi, policjanci, urzędnicy
niższej administracji rządowej, informowano o zamierzonych
aresztowaniach i decyzjach władz zaboru. Komitet planował
rozpoczęcie powstania wiosną 1863 r. Pod koniec 1862 r. struktura
państwa podziemnego liczyła ok. 20 tys. członków z różnych
warstw społecznych.
W
nocy z 14 na 15 I rozpoczęła się branka czyli pobór do wojska
carskiego, o której wiedziano już 12 I i większość spiskowców
opuściła stolicę, udając się do lasów. Komitet Centralny podjął
decyzję o wybuchu powstania w nocy z 22 na 23 I . Dając sygnał do
walki Komitet opublikował manifest, proklamując się jako
Tymczasowy Rząd Narodowy, a także ogłosił dekrety uwłaszczeniowe,
przyznając chłopom całość użytkowanych gruntów, ziemianom zaś
odszkodowanie funduszy publicznych, bezrolnym uczestnikom powstania
obiecano naddziały z dóbr narodowych. Powstańców było ok. 6000
niewyszkolonych, źle uzbrojonych, przeciwko 100 tys. żołnierzy
stacjonujących w Królestwie. We władzach powstania stale ścierały
się wpływy białych i czerwonych, przy czym przewaga należała do
orientacji umiarkowanej, cieszącej się silniejszym poparciem
środowisk zamożnych i wpływowych. Pod względem wojskowym ruch nie
odnosił sukcesów – w tej dziedzinie bezdyskusyjnie przeważała
Rosja. Ochotnicy, w przytłaczającej większości bez odpowiedniego
przygotowania i na ogół niesprawnie dowodzeni, nie byli w stanie
sprostać armii wielkiego mocarstwa. Zdarzały się potyczki
zwycięskie, ale nie miały one żadnych istotnych militarnie
konsekwencji. Społeczne zaplecze partyzantów - niezmiernie ważne
dla tego typu działań – pozostało ograniczone: idea masowego
przyciągnięcia chłopów do powstania okazała się w ówczesnych
warunkach utopią. Można byłoby wymieniać różne rejony walk,
różnych wodzów powstania i dowódców: Langiewicza,
Mierosławskiego, Hanke-Bosaka, Padlewskiego, Zygmunta
Sierakowskiego, ks. Antoniego Mackiewicza (na Żmudzi). Warto
wspomnieć ostatniego wodza powstania gen. Romualda Traugutta, który
w X 1863 r. został wysunięty przez białych na dyktatora –
dowódcę oddziału partyzanckiego, podpułkownika armii rosyjskiej w
stanie spoczynku. Był to człowiek bardzo szlachetny i religijny.
Pomimo że nie wierzył w powodzenie powstania, nie uchylał się od
obowiązku, jaki na niego nałożono, najpierw jako dowódcę
oddziału, potem dyktatora powstania. Pozostawił żonę z dzieckiem,
nie mając pewności, że władze carskie nie będą ich
represjonować. W jego biografii czytamy o stosunku żołnierzy
rosyjskich do Traugutta podczas walk powstańczych, kiedy go
rozpoznawano, wstrzymywano atak, ponieważ jako oficer wojsk carskich
dał się poznać swoim podwładnych z jak najlepszej strony. Dbał o
swoich żołnierzy, odnosił się do nich z szacunkiem i
życzliwością. Dlatego, kiedy stanął po drugiej stronie, żaden
ze znających go Rosjan nie podniósł broni przeciwko niemu. A
walczono w trudnych, zimowych warunkach, kiedy nie można było nawet
rozpalić ogniska, a mrozy były siarczyste. Lato natomiast upalne,
ze wspomnień żołnierzy czytamy, że na dobę otrzymywali szklankę
wody, nie mówiąc o jedzeniu.
W
kwietniu 1864 r. (w nocy z 10/11 IV) R. Traugutt został aresztowany
i osadzony w Cytadeli. W trakcie prowadzonego śledztwa Traugutt
zachował się z godnością i nie obciążył nikogo ze swoich
współpracowników. Oto fragmenty jego wypowiedzi w procesie: „Będąc
przekonany, że niezależność jest koniecznym warunkiem prawdziwego
szczęścia każdego narodu, zawsze jej pragnąłem dla swojej
Ojczyzny, a to tym bardziej, że i oswobodzenie się Rosji od ciężaru
panowania nad Polską liczyłem za również konieczny warunek
zwrócenia całej działalności rządu i ludu rosyjskiego na
rzeczywisty pożytek tego obszernego państwa. Były to moje
pragnienia, których urzeczywistnienia oczekiwałem od Boskiej
sprawiedliwości i miłosierdzia. Powstania nikomu nie doradzałem,
przeciwnie, jako były wojskowy widziałem całą trudność
walczenia bez armii i potrzeb wojennych z państwem słynącym ze
swojej militarnej potęgi. Gdy zbrojne powstanie wybuchnąć miało w
okolicy mojego zamieszkania, to jest w powiecie kobryńskim gub.
grodzieńskiej na kilka dni przed terminem udano się do mnie
błagając, abym objął dowództwo. Zagadniony zupełnie
niespodziewanie , przedstawiłem wszelkie przeszkody, tak ogólnie,
jak i osobistą i radziłem odwołanie. Okazało się, że odwołać
nie było już czasu. Zgodziłem się wtedy, bo jako Polak osądziłem
za mą powinność nie oszczędzenie siebie tam, gdzie inni wszystko
poświęcili. (…).”
R.
Traugutt wraz z 4 członkami rządu został skazany na śmierć i
powieszony na stokach Cytadeli 5 VIII 1864 r. Wraz z nim byli: Józef
Toczyski, Roman Żuliński, Rafał Krajewski i Jan Jeziorański. Jan
Nowak Jeziorański wspomina, że był jako dziecko prowadzony do
Cytadeli pod tablicę upamiętniającą jego przodka. Stwierdzono, że
był to pierwszy Jeziorański odznaczony krzyżem Virtuti Militari.
„Ja byłem trzecim z mojej rodziny”.
Ostatni
oddziałek powstańczy ks. Stanisława Brzóski przetrwał w okolicy
Łukowa do X 1864 r. Ks. Brzóska (31 lat) został schwytany w
kwietniu, a stracony w V 1865 r.
Na
polach bitew i potyczek padło co najmniej 20 tys. powstańców, na
katorgę i wysiedlenie w Rosji udało się 35-40 tys., około połowa
nie wróciła. Emigracja to ok. 10 tys., a straty polskie 200 tys.
ludzi.
Daniela
Mroszkiewicz